Wydawca: Prószyński
Rok: 2012
Stron: 544
Nikt nie mógł przewidzieć, co
wydarzy się tego dnia, kiedy Rose zgłosiła się do pomocy w szkolnej stołówce,
by dyskretnie poobserwować swoją córkę. Urocza, choć nieśmiała trzecioklasistka
Melly urodziła się ze znamieniem na twarzy, stanowiącym powód docinków innych
dzieci. Od jakiegoś czasu stała się obiektem złośliwych ataków nowej koleżanki,
co stawia Rose przed tragicznym wyborem, którego co dnia muszą dokonywać
miliony rodziców na całym świecie: czy należy reagować, jeśli nasze dziecko
potrzebuje pomocy, czy też lepiej nie interweniować, bo tylko pogorszy się w
ten sposób sytuację?
Rose
podjęła pewne działania, tylko, że w tym samym momencie dochodzi do nieoczekiwanej
tragedii. Bohaterka trafia w sam środek
koszmaru, zmuszona została podjąć natychmiastową decyzję kogo uratować
najpierw: swoje dziecko, które jest dalej czy cudze dziecko, które jest obok
niej. A są to sekundy, które mogą zadecydować o życiu bądź śmierci…
Miałam
trochę inne wyobrażenie co do tej pozycji, jakoś nastawiłam się na lekturą
podobną do książek Jodi Picoult (której zresztą rekomendacja znajduje się na
okładce). Jednak Lisa Scottoline poprowadziła fabułę w inny sposób. Przede
wszystkim narracja jest trzecioosobowa,
(patrzymy więc z boku na kolejne wydarzenia) skupiająca się głównie na dylematach i emocjach Rose. Inni bohaterowie nie przedstawiają swojego
punktu widzenia (choć poznajemy zdanie męża Rose z rozmów między
małżonkami), nie są przez to wyraziści,
a szkoda. Pisarka pokusiła się także o wątek
kryminalno-sensacyjny, gdzie bohaterka prowadzi własne, niebezpieczne
śledztwo. Jednak ta akurat koncepcja w tym wydaniu mnie nie do końca przekonała,
jakby tu pisarka zeszła z głównej osi akcji, przenosząc je na inną płaszczyznę,
gdzie akcja pędzi bardzo szybko, w kontraście do miejsc, gdzie akcja zwalniała.
Atutem „Ocal mnie” jest odwoływanie
się do emocji czytelników- pragnie wywołać współczucie,
przerażenie, radość- i to się nawet udaje. Łatwo nam postawić się w pozycji
Rose, która najpierw obwołana bohaterką, bardzo szybko zostaje oskarżona o coś
wręcz strasznego (niemoralnego?)- że zostawiła dziecko na pastwę losu. Spadają
na nią szykany, groźby, lincz przez portale społecznościowe, to sytuacja
przypomina polowanie na czarownicę. Sama zaś ma wyrzuty sumienia, że czuje się
szczęśliwa ze swoją rodziną, gdy obok niej rozgrywa się dramat. Dochodzi do
scysji z jej mężem, w której padają niesprawiedliwe słowa, Leo ma całkiem inne
podejście do całej tej sprawy- a to nasuwa pytanie: czy lepiej traktujemy cudzą
własność, niż to co należy do nas? Wbrew może rozsądkowi Rose czuje się również odpowiedzialna za cudze dziecko. Jej dobre
intencje są odczytywane wręcz przeciwnie, zostaje odsunięta i ignorowana, aż „stanie się niewidzialna, stanie się kimś, o
kim inni rozmawiają, ale do niej się nie odzywają”. Do tego na horyzoncie
jawi się perspektywa oskarżenia o przestępstwo. Pewne ukryte głęboko wydarzenie
z przeszłości Rose zostaje bezceremonialnie ujawnione, ona sama także dojrzewa
do pewnej decyzji, by móc pozwolić komuś odejść i tym samym zwrócić mu i sobie
wolność.
„Czas nigdy nie był jej
sprzymierzeńcem, czas nie dbał o dzieci, życie czy śmierć. Po prostu biegł
dalej, wiecznie do przodu, zawsze chwilę później.”
Poza
tym jednak powieść sama w sobie, bez względu na zalety, czy wady niesie ze sobą
bardzo ważne przesłanie. Mówi o tym, co
to znaczy być matką- o trudnych wyborach, które trzeba podejmować na co dzień,
o odpowiedzialności, miłości- bo serce matki jest niezmierzone. O tajemnicach i
braku zaufania, które potrafią zniszczyć relacje międzyludzkie. Chętnych na
tematykę obyczajową z życiowymi dylematami z powiewem psychologiczno-sensacyjnym
zapraszam do lektury.
OCENA: 4,9/ 6