Wydawca: Prószyński
Rok: 2012
Stron: 568
Książki pani Picoult
cenię między innymi podejmowaną w nich trudną, kontrowersyjną tematykę, budzącą
ogromne emocje oraz głęboką analizę psychologiczną postaci. Tak jest również w
przypadku powieści "Tam gdzie ty", która wzbogaca spojrzenie
czytelnika na ważne kwestie, pozostając tym samym długo w jego pamięci.
Czy istnieje limit
nieszczęść na jedną osobę? Dlaczego Zoe tak bardzo chce mieć, wręcz posiadać
dziecko? Czy jak sobie wmówimy że jesteśmy szczęśliwi, będziemy tacy naprawdę? Czy
jeśli ktoś stawia warunki, jest to prawdziwa miłość? Te pytania i sporo innych
czytelnik znajdzie w książce „Tam gdzie ty”. Pisarka także serwuje nieraz
proste prawdy życiowe, które nam jakoś umykają w codziennym życiu, jak ta: „Kiedy bardzo ci na czymś zależy, okłamujesz
się na każdym kroku.” To co bierzemy za prawdę i pewniki ukazuje się tylko
złudzeniem.
Dzięki narracji
poprowadzonej z punktu widzenia poszczególnych osób możemy niezwykle realnie
poczuć ich emocje i uczucia towarzyszące w poszczególnych wątkach:
Zoe-
jest fizjoterapeutką w domu opieki, otwiera zablokowane umysły poprzez muzykę.
Ta praca, jeśli ją boli, oznacza, że robi to co trzeba. Bo czasem trzeba nowej
metody komunikacji z wieloma warstwami, niekoniecznie słów, żeby żyć, uśmiechać
się. Jednak są osoby niechętne do tej metody, bo przecież „fizycznie” nic się
nie dzieje…
Po długotrwałych
staraniach udaje jej się zajść w ciążę, jednakże traci to dziecko, to
niedokończone dzieło sztuki. „Dziecko
okazuje się oddechem na mrozie, smugą dymu i niczym więcej. Ale widzę, jak osiadają
na falach oceanu. Widzę syreny, które na dnie śpiewem towarzyszą mu w drodze do
domu.”
Jakby tego było mało,
jej mąż Max oddala się od niej, aż w końcu rozwodzą się. Zoe stara się ułożyć
sobie życie na nowo, szuka kogoś prawdziwego, kto będzie ją znał lepiej niż ona
sama, przy kim może być sobą i niczego nie udawać. Powoli zaczyna sobie zdawać
sprawę, że to opis Vanessy…Spędzają ze sobą coraz więcej czasu, aż pewnego dnia
następuje ten moment: budzi się rano i stwierdza, że nie może bez niej żyć. Ze
względów prawnych te dwie kobiety biorą ślub w innym stanie. Związek z kobietą jest inny niż z Maxem- Zoe
opowiada o różnicach, zaspokajając w tym względzie ciekawość czytelnika.
Vanessa- to właścicielka ośrodka, przyjaciółka, a
potem partnerka Zoe. Jej kreacja w powieści daje obraz osoby homoseksualnej- jej
rozterek, wahań, uczuć. Wspomina, że przyznanie się do jej orientacji, nie
wpłynęło na to kim była i kim miała się stać, bo to nie była kwestia wyboru.
Nakreśla także różnicę między tolerancją a akceptacją, chce wierzyć, że w
przyszłości w zakresie seksualności, nie będzie dobrej czy złej strony. Z
początku pełna obaw, czy dla Zoe ich uczucie to coś trwałego, czy jej nie
spowszechnieje, czy nie będzie chciała wrócić do dawnego życia. Wierzy jednak, że
człowiek zakochuje się w osobie, płeć może nie odgrywać większego znaczenia.
„Wiem,
że nie warto marzyć o tym, na co nie mam szans.”
Max-
to męski punkt widzenia: mąż, niedoszły
ojciec. Do tej postaci mam mieszane
uczucia. Z jednej strony słaby człowiek, który uciekał w zapomnienie poprzez
alkohol, który odszedł od żony, kiedy go potrzebowała. Alkohol spaskudził mu
życie, ale także przez niego bruździ innym. Także jego tzw. nawrócenie, bo musiał
sięgnąć dna by zacząć wierzyć- dopiero wtedy czuje, że znalazł swoje miejsce we
wspólnocie, zyskał rodzinę, przebaczenie i akceptację. To dosłownie inny
człowiek: ułożony, idealny, nadgorliwy, którego nie poznaje była już żona.
Bezkrytycznie wierzy pastorowi, którego ma za swojego przewodnika duchowego,
nie widzi, że tamten w pewien sposób nim manipuluje, chce za fasadą dobrego
uczynku przeobrazić drugą osobę na własne podobieństwo. Jego reakcja na
informację byłej żony o jej związku z Vanessą jest bardzo silna i złożona:
wiele uczuć, w tym niedowierzenie, szok, ból, złość. Innym ciekawym aspektem
tej postaci jest relacja Maxa z bratem: bohater całe życie chce być taki jak
jego brat, mieć to co on, co doprowadza do pewnego zdarzenia…
A dalej…
Zoe ma trzy
zamrożone zarodki w klinice, natomiast pastor podsuwa Maxowi inne rozwiązanie:
jego dzieci zostaną dziećmi jego brata. Zaczyna się walka o prawa do
nienarodzonych dzieci, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone. Zaczyna się analiza
potencjalnych rodzin. Maxowi trudno wrócić słowami do przeszłości, mówić o bólu
po stracie syna, o związku z Zoe. W którymś momencie sprawa przeistacza się w wojnę. Bardzo szokujące i
zaskakujące fakty wychodzą na jaw, to bomby zegarowe które buchają bohaterom w
twarz.
Niewątpliwie bardzo
dobrym zabiegiem stosowanym w twórczości Picoult jest dwutorowość czasowa:
przede wszystkim współczesność, ale też przeszłość i wspomnienia bohaterów, co
daje pełen obraz oraz sprawia, że patrzymy inaczej na motywacje i zachowania
postaci.
Tragedią jest, że dwoje
ludzi, którzy stanowili rodziną, zaczyna ze sobą walczyć. Bo jak wytłumaczyć,
że dwoje ludzi, którzy mieli spędzić ze sobą resztę życia, budzi się pewnego
ranka i mówi „to koniec”, bo stali się sobie obcy? Inne ideały, niezgodność
charakterów? Czy można zmienić drugą osobę w kogoś innego, zgodnie z naszymi
życzeniami i marzeniami? Czy to wynika z przymykania oka na pewne wady, nie
zauważanie na początku tego, co w drugiej osobie się nam nie podoba?
Picoult po raz kolejny
napisała historię, która przedstawia
całą gamę uczuć, od tych dobrych dla nas, do tych, których czuć nie chcemy.
Poczucie winy, cierpienie, rozpacz, wielka strata, gdzie trzeba zrozumieć, co
się traci, żeby strata w pełni do nas dotarła. Samotność, taka, że pojawia się
myśl, że świat byłby lepszy bez ciebie. Nie zabraknie też tych pozytywnych:
miłości, przyjaźni- i ich roli w życiu człowieka. Przyjaciółka (ta prawdziwa)
powie prawdę prosto z mostu, którą trzeba znać, ale co najwspanialsze, to
niczego między wami nie zmieni.
Proza Picoult wyciska łzy z oczu, szczególnie
wzruszająca scena jest gdy Zoe śpiewa „Na Wojtusia z popielniczka” przy łóżku
umierającej trzyletniej dziewczynki. „Kiedy
kończę, w sali słychać tylko nieobecność małej dziewczynki”. Jak by tego
było mało, po takim dniu do Zoe
przychodzi jej były mąż by ją „nawrócić”.
Treść niejednokrotnie zmusza do zadania sobie pytań, między
innymi co oznacza słowo tolerancja, miłość oraz do czego może prowadzić
marzenie o dziecku za wszelką cenę, pragnienie tak silne, aż nie chce się go
psuć nadzieją. Także osoby, które ciekawe są wizerunku Kościoła, jego problemów
i przekonań religijnych znajdą tu fragmenty dla siebie. Gorąco polecam zapoznanie
się z losami Zoe i Maxa i zastanowienie się, za którą stroną ty się byś
opowiedział oraz co ty byś zrobił w ich sytuacji. A wybory nie będą łatwe, a
wręcz bolesne.
„Rodzina to nie płeć, tylko miłość. Nie potrzeba
matki i ojca, ani na siłę dwojga rodziców. Grunt to mieć kogoś, na kim można
polegać.”
OCENA: 5,8/ 6
Jodi Picoult to mistrzyni w swoim gatunku. Uwielbiam czytać jej książki.
OdpowiedzUsuńPrzepiękna recenzja. Książkę czytałam i podpisuje się pod nią w 100% procentach.
OdpowiedzUsuńTej jeszcze akurat nie czytałam ale twórczość znam i bardzo cenię :)
OdpowiedzUsuńZ tą książką muszę w końcu się zapoznać.
OdpowiedzUsuńKapitalna recenzja!!
OdpowiedzUsuńJest to jedna z moich ulubionych autorek. Podczas czytania książek przez nią napisanych ciężko się nie wzruszyć...
"Tam gdzie Ty" nie czytałam, ale oczywiście mam w planach:)
Chętnie przeczytam, bo Twoja recenzja mnie zaintrygowała. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńUwielbiam historie tworzone przez autorkę. Tej powieści jeszcze nie czytałam, ale na pewno zajrzę.
OdpowiedzUsuńNa ksiazki Pani Jodi poluje juz od jakiegos czasu, lubie kiedy autorzy nie boja sie poruszac w swoich ksiazkach trudnych tematów, a ta autorka jak widać robi to bardzo chetnie :)
OdpowiedzUsuńo nie, wyciskacze łez nie dla mnie
OdpowiedzUsuńbardzo, bardzo mi się ta książka podobała, przyprawiła mnie o biegunkę myślową i do dziś roztrząsam ten dylemat
OdpowiedzUsuńTej autorki czytałam dotychczas jedną książkę, ale szczególnie mnie nie zachwyciła, ale nie była też zła. Na pewno sięgnę po cos jeszcze,może po powyższy tytuł, kto wie :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki Picoult więc sięgnę po nią z cała pewnością..
OdpowiedzUsuń