Wydawca: Murator S.A.
Rok: 2011
Stron: 192
Dziwne i całkowicie niezrozumiałe
zjawiska doprowadzają do panicznej ucieczki mieszkańców podupadłego uzdrowiska.
Kto stoi za tajemniczymi eksperymentami, przechodzącymi przez mury postaciami
oraz pojawiającymi się i znikającymi zwłokami? Z tym niesamowitym wirem
wydarzeń musi poradzić sobie policjantka Laura. W dodatku zagadkowy mieszkaniec
niedalekiego zameczku kusi ją wielką sumą pieniędzy, by stanęła na ślubnym kobiercu.
Ale czy tajemniczy narzeczony jest rzeczywiście tym, za kogo się podaje?
Laura,
policjantka przebywająca na urlopie w Głazie-Zdroju styka się z duchami…
„Duchy jak duchy… duszyste. Raz je
widać, a raz nie.” Tak o nich rzece gospodyni w domu
profesora Wiznera, gdzie zatrzymała się bohaterka. Te strachy doprowadziły do
wyludnienia miejscowości, która otrzymała nazwę jak w tytule. Ale Laura musi
nie tylko uporać się z duchami, lecz z tajemniczym zaginięciem, kłamstwami,
niecodziennymi propozycjami (w tym matrymonialnymi). Prowadzi konwersacje z
mieszkańcami, czasami lekko zabawne, by dowiedzieć się prawdy. A ktoś chce
stworzyć mylące pozory…
W
sumie to nie taki zły kryminał-(ek). Wprawdzie rażą niektóre uproszczenia
fabularne oraz dziwna jest dla mnie reakcja Laury, która bardziej przeżywa
zjawy niż morderstwo pewnej osoby. Zaletą jest dynamiczna akcja (nudzić się nie
będziemy) oraz parada przejaskrawionych postaci. Występują tutaj: zwariowany
milioner, wysoce podejrzany wojskowy, szalona doktor (z nazwiskiem podobnym do
pewnego potwora).
Reasumując,
kryminał klasy B, który hitem nie jest i nie będzie, ale mi się nawet podobał. Styl
autora jest lekki, z nutką parodii.
OCENA: 4/6