Wydawca: Albatros
Rok: 2012
Stron: 400
Z bitwy pod Pawią w 1525 roku nie
wraca Lorenzo di Saronno, tylko jego giermek. Nieutulona w bólu żona Lorenza,
piękna Simonetta, odkrywa, że znalazła się w nędzy. Szuka pomocy u bogatego, a
wyklętego przez miasto Żyda Manodoraty, a jednocześnie decyduje się pozować za
pieniądze malarzowi, Bernardinowi Luiniemu, który dekoruje freskami kościoł w Saronno.
Artysta i modelka zakochują się w sobie, ale przyłapani przez giermka, zostają
przez niego zadenuncjowani. Czy ich miłość wytrzyma ciężką próbę rozstania? Co
będzie, gdy okaże się, że Lorenzo jednak żyje?
Być
może ten opis z okładki dużo zdradza, ale to on mnie skłonił aby sięgnąć po „Migdałową
Madonnę”, co w efekcie dało mi wspaniałą lekturę. Poczytajcie:
Zbyt
wielu poszło na wojnę i nie wróciło. Tak też było z mężem Simonetty. Do tej
pory jej beztroskie życie zmieniło się, poznała teraz smak cierpienia, wisi nad
nią groźba nędzy. Dlatego też decyduje się na dość radykalne kroki: udaje się
po pomoc do Żyda Manodoraty oraz przyjmuje propozycję by pozować za pieniądze
do portretu malowanego przez ucznia da Vinci.
Simonetta wykreowana
została jako młoda, odważna, nie bojąca się uczuć, dostojna dziewczyna. Z
początku cierpiąca po utracie ukochanego męża, z czasem powoli zakochuje się w malarzu, co budzi w
niej rozterki i wątpliwości, ponieważ chce być w porządku wobec siebie i
innych. Publiczny skandal jednak mrozi tą ledwo kiełkującą miłość, tą nić
porozumienia, która wyrosła między nimi, „oczy
świata na nich zwrócone, osądzają ich”.
Jak
dla mnie szalenie interesującą postacią
był Manodorata- przez resztę społeczeństwa uważany za „wcielenie diabła” ze
względu na wyznawaną przez siebie wiarę oraz ponieważ zajmował się biznesowymi
interesami. Autorka dała za pomocą jego losów dające do myślenia oraz realistyczne przykłady ksenofobii: przerażające
plotki, prześladowania, aż w końcowym efekcie to, co się wydarzyło.
„Miłość i wiara rzeczywiście
pokonują śmierć. My, Żydzi, wiemy o tym lepiej niż inni.”
W
powiązaniu z historią w/w bohaterki biegnie opowieść o Nonnie i Amarii, które
pewnego dnia biorą pod swój dach wycieńczonego mężczyznę. Przybysz Sevaggio, tak wpasuje się w ich życie, że nawet wyleczony
zostaje u nich, pomagając im. Ale kim jest? To łatwo się domyślić, ale to
sprawiło, że z jeszcze większą niecierpliwością czytałam tą opowieść, aż do
finału-który udanie kończy „Migdałową Madonnę”.
Bohaterowie dojrzewają:
uczą się odpowiedzialności za drugą osobę, zmienia się ich życie (zarówno
głównej bohaterki, ale też malarza Bernardina, czy Amarii), które toczy się
dalej, choćby chciało zatrzymać się czas. Dzięki temu dostajemy lekturę pełną emocji, różnorodnych uczuć
(od miłości, przyjaźni, wybaczenia, żalu, nienawiści, zemsty) oraz wewnętrznej duchowej metamorfozy.
Możemy zobaczyć jak wdzięczność i dobroć mogą ogrzać i uzdrowić skamieniałe
serce. Ta historia to nie tylko historia romansu, to historia o życiu i poszukiwaniu miłości- słowa, które może
znaczyć wszystko i nic. Ukazuje, że nawet dobrzy ludzie nie są bez wad i win, a
do szczęścia nie ma łatwej drogi, ponieważ świat okrutnie może stanąć ku temu
na przeszkodzie. Miłość może trwać wiecznie, choć przychodzi taki dzień, że
każdy być może zostanie sam.
„Wierzyli w sprawę, za jaką
umierali. Wydaje ci się być może, iż w nic nie wierzysz? Każdy musi w coś
wierzyć. Jest chyba w twoim życiu, signor, coś tak ważnego, albo ktoś, że dla
tego czegoś lub kogoś poszedłbyś na śmierć, czyż nie tak?”
Życie i śmierć, piękno i brzydota,
bogactwo i ubóstwo, dobro i zło splecione obok siebie w Lombardii w epoce
włoskiego renesansu, do tego odwzorowanie realiów XVI wieku:
wojny włoskie, przedstawienie nastrojów społecznych, kwestie wiary- to
kwintesencja tejże lektury.
Całość
jest po prostu świetna, porywająca,
czyta się jednym tchem. Mamy i chwile rozbawienia (głównie za sprawą
bezpośredniego Bernardina), chwile silnego wzruszenia (losy Manodoraty), być może
wraz z malarzem nauczymy się dostrzegać to, co ludzkie, a nie tylko to, co
święte. Ten piękny styl, miejscami jakby poetyckie frazy sprawia, że brzydota
staje się pięknem, pozwala czytelnikowi zatopić się w mądrych słowach. Polecam,
nie omińcie „Migdałowej Madonny”.
OCENA:
5,5/ 6
Pięknie to wszystko opisałaś. Jestem pod wrażeniem i widać, że książka bardzo ci się podobała. Ja jednak mimo wszystko podziękuję, ponieważ tematycznie mnie niestety nie zaciekawiła aż tak bardzo, bym chciała poznać ją bliżej.
OdpowiedzUsuńPewnie, nie ma nic na siłę- ja sie np. nastawiłam na romansidło w dawnych czasach, a dostałam taką niezapomnianą opowieść :)
UsuńTaaaa, "Albatros" ma to do siebie, że już na skrzydełku książki opisuje całą fabułę, jak zwykle zdradzając za dużo. Ja czytam pierwsze pięć zdań, potem szybko odwracam wzrok, bo nic by mi już nie zostało na potem.
OdpowiedzUsuńTak, zdradza sporo, ale nie wszystko na szczęście.
UsuńCałkiem dobrą ocenę wystawiłaś. Trzeba się rozejrzeć za tą książką. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńI czuję się przekonana. Teraz tylko czekam, aż książka wpadnie do mojej biblioteczki:D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Myśli skrzętnie ukryte...
Oooo taka ocena zobowiązuje! Koniecznie muszę przeczytać i pozachwycać się nad lekturą tak jak Ty :)
OdpowiedzUsuńKocham takie porywające historie. Czytałam już o tej książce wcześniej.
OdpowiedzUsuńZ chęcią poznam tą historię! Zapowiada się niezwykle!
OdpowiedzUsuńMyślę, że zapoznam się z tą książką, zainteresowała mnie.
OdpowiedzUsuńLubię takie historie, więc z chęcią sięgnę i po "Migdałową Madonnę" :D.
OdpowiedzUsuńAleż zachęcająca recenzja :) Narobiłaś mi ochoty na lekturę tej książki :) Z chęcią ją przeczytam.
OdpowiedzUsuń