Wydawca: REBIS
Rok: 2011
Stron: 464
Jesień.
Linköping tonie w strugach deszczu. Ciężkie krople padają na zamek Skogsa i
zwłoki pływające w fosie. Trop prowadzi do poprzednich właścicieli, członków
arystokratycznej rodziny Fagelsjö. Czy sprzedaż zamku mogła być przyczyną
morderstwa? Kim właściwie był nowy właściciel posiadłości Jerry Petersson i
jakie tajemnice kryje jego przeszłość? Podążając tropem mordercy, Malin Fors
musi stawić czoło własnym demonom, które powoli przejmują władzę nad jej życiem.
Jest to moje pierwsze spotkanie
z twórczością Mons Kallentoft. Na wstępie muszę przyznać, że lepiej było
zacząć od pierwszej książki z serii (ta jest trzecia), bo są nawiązania do
poprzednich spraw i niestety spoiler.
Jerry
Petersson zostaje znaleziony martwy na terenie posiadłości (zamku), która
została niedawno kupiona przez niego od rodziny Fagelsjö.
Nestor rodu, hrabia Axel to człowiek dumny, ceniący tradycję, dlaczego więc
sprzedał zamek? A może to jego syn Frederik miał coś wspólnego z morderstwem?
Czy może jednak należy szukać w tajemniczej przeszłości ofiary? W czasach „biznesowych”
Petersson był twardym zawodnikiem, budzącym zarówno respekt jak i zawiść. Nie
dbał o innych ludzi (bo to pieniądze wg niego tworzyły uczucia) czy to
przysporzyło mu wrogów i sprawiło, że ktoś
go zabił z wściekłości? Z początku policja błądzi po omacku w jesiennej
mgle, potem zaś kawałek po kawałku odkrywane są tajemnice.
Detektyw Molin Fors jest z pewnością wyrazistą
postacią. Z jednej strony pełna złości, drażliwa, zmagająca się z problemem alkoholowym (na to zbyt duży nacisk moim
zdaniem- opis majaków itp.), spycha samą siebie na dno i nie daje sobie pomóc,
nie wzbudziła mojej sympatii. Z drugiej zaś strony walczy z własnymi demonami- poczuciem winy, że nie potrafiła
ochronić swojego dziecka, że popsuła swój związek z mężczyzną, którego kocha.
Praca policjantki pożera jej duszę, łatwiej uciec w czyjeś nieszczęścia, niż
zająć się własnymi. Z życiem jej rodziny związany jest pewien sekret, który
został tylko ukazany, ale nie wyjaśniony (co poczytuję za mały minus).
„Uległa
miłości do butelki, do tego bawełnianego świata o miękkich krawędziach, w
którym niczego nie ma. Ani przeszłości, ani teraźniejszości, ani przyszłości.”
Zbrodnia
wynika z przemocy i bólu oraz ma swoją historię-
taką tezę wysuwa autor i ukazuje ją na podstawie życia mordercy, które jako
czytelnicy poznajemy z jego wspomnień, to „meandry ludzkiej duszy”, gdzie
cienka granica dzieli miłość od nienawiści, a dobro od zła. Również pojawia się
pytanie czy swoimi czynami można zasłużyć sobie na przemoc? Pewien bohater
jednym zdarzeniem, do którego poprzez swoją dumę i ignorancję nie przywiązywał
wagi, zapoczątkował proces przemocy, zła i nienawiści. W pewnym momencie to
jednak wróciło do niego i zmusiło go do cofnięcia się w przeszłość, powrót do
pewnych wydarzeń.
W „Jesiennej sonacie”
(podejrzewam, że i w pozostałych książkach pisarza) występuje specyficzna narracja: prawie każdy bohater
udziela głosu- wyjawia swoje najgłębsze myśli, przywołuje wspomnienia,
stawia sobie pytania- przy czym najczęściej zwraca się przy tym do innego
bohatera. Na przykład Malin do córki, córka do niej. Obecny jest również „dopingujący”
dialog zmarłej ofiary do policjantki. Język
jest bardzo plastyczny, dosadny, miejscami męczący i niesmaczny. Książka ma
jesienny klimat: wszechobecny smutek, przygnębienie i melancholia wyzierają
ze stron, co czyni tą książkę trudną w odbiorze, mroczną. Nie każdemu może to przypaść
do gustu, ale z pewnością wyróżnia to twórczość pisarza od innych.
Podsumowanie:
Styl/ kompozycja- specyficzna i trudna
Bohaterowie: z przeszłością, ich analiza
psychologiczna
Tytuł i okładka: adekwatne do treści
Akcja: zaskakująca, niespodziewane zakończenie
OCENA
4,4/ 6
Cały cykl już za mną i wspominam go bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Lubię autora, pewnym urozmaieniem jest pisanie w pierwszej osobie, a nie każdemu to odpowiada
OdpowiedzUsuńCo to znaczy, że język czasami jest niesmaczny? Czyli, że są w nim wulgaryzmy? Jeśli tak, to mi osobiście to nie przeszkadza. Szkoda jedynie, że przebija się tutaj melancholia i smutek, gdyż teraz wolę nieco weselsze klimaty.
OdpowiedzUsuńOwszem są wulgaryzmy, niezbyt często, ale wymykają się bohaterom w chwilach wzburzenia. Ale raczej mi chodziło o fragmenty dot. "młodych węży" jako pewnej metafory, są to opisy zarówno mroczne jak i właśnie takie męczące i niesmaczne.
UsuńHistoria wydaje się dość prosta, choć mogłaby być ciekawa :) Autora jeszcze nie znam, więc to dobra okazja, by coś spod jego pióra przeczytać.
OdpowiedzUsuńMam tę książkę, więc na pewno w wakacje zajmę się jej czytam, bo teraz mam coraz mniej czasu na rozrywkę :(
OdpowiedzUsuńNiestety nie moje klimaty
OdpowiedzUsuńKsiążkę tę zdobyłam już jakiś czas temu. Ale najpierw chciałabym przeczytać "Ofiarę w środku zimy" i kolejne części. :)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do mnie na zagadkę dotyczącą okładki pewnej książki. ;)
Bardzo podobała mi się ta książka. Początkowo język, jakim jest napisana, nieco mnie męczył. Ale potem bardzo mi się spodobał, a lektura była przyjemnością. Za to nie bardzo polubiłam Malin...
OdpowiedzUsuńMalin ciężko polubić, ale nie można o niej powiedzieć, że to postać nudna czy bezbarwna.
UsuńZdecydowanie moje klimaty, tylko ten styl pisania nie za bardzo. Chciałabym przeczytać ze względu na klimat, bo widać, że autor potrafi go wytworzyć.
OdpowiedzUsuńIntryguje mnie mroczny klimat tej powieści, z ciekawości bym nawet do niej zajrzała.
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie zapoznam się z całym cyklem powieści Mons Kallentoft, ale dobrze, że uprzedziłaś, bo wiem przynajmniej, że trzeba zacząć od pierwszego tomu:)
Świetna książka, uwielbiam Kallentofta, mam jego wszystkie pięć książek!
OdpowiedzUsuń