Wydawca: Wydawnictwo MG
Rok: 2009
Stron: 368
I tom z cyklu "Prowincja pełna..."
Pełna wdzięku i świeżości
współczesna powieść, będąca hołdem dla uroków polskiej prowincji, w której
splata się wątek Mazur dzisiejszych i przedwojennych, czyli byłych Prus
Wschodnich. Główną bohaterką jest dziennikarka lokalnego czasopisma, której los
stawia na drodze paskudnego szefa, a zaraz potem Niemca poszukującego
rodzinnych korzeni. Przedwojenna historia, która zresztą wydarzyła się
naprawdę, uruchamia lawinę wydarzeń współczesnych. Wśród przepięknego
krajobrazu mazurskiego rozgrywają się wielkie i małe historie.
Główna
bohaterka, Ludmiła, osierocona już jedynaczka pracuje w redakcji, ale jej pasja
przez nowego (wymagającego i paskudnego) szefa powoli zamienia się w smutną
konieczność. Nie brakuje w jej życiu
trudnych chwil, ale też wiele jest pozytywnych: pojawia się miłość,
przyjaźń z dziewczynami trwa już od wielu lat, sąsiadki z dobrym sercem. Pomaga
Martinowi, niemieckiemu fotografowi, który szuka swoich korzeni. Szczególnie
warta uwagi i wzruszająca jest historia z dzieciństwa jego ojca, o wypędzeniu z
Polski i przetrwaniu.
Ludmiła to kobieta, jakich wiele
wśród nas. Poddaje się nastrojom, emocjom i szczypcie magii, cieszy
się „szczęściem znienacka złapanym w
dłonie”. Nie każda jej decyzja budzi
zrozumienie czy akceptację, ale równocześnie ukazuje, że człowiek jest kowalem
własnego losu. Szczerość i rozmowy to podstawa związku, czasami euforia
bycia razem może nie wystarczyć. Trzeba zaryzykować, mieć marzenia, ale trzeba
też być gotowym na porażkę. Gdy bohaterka zawikłała się w sprawy uczuciowe, fabuła
jest trochę monotematyczna. I jeszcze mam zastrzeżenia co do nawiązania pewnej
relacji (z osobą na literę H)- szybko i bez żadnych wątpliwości i już dzieli
się z tą osobą swoim życiem Ludmiła.
Opis
mazurskiej prowincji jakoś
specjalnie mnie nie zachwycił, ale autorka pokusiła się o dużo szczegółów:
opisu „szepczącej” kamienicy, mieszanej narodowości
polsko- niemieckiej, która różni się, ale ma ze sobą też wiele wspólnego. Przeczy
stereotypom, że Niemcy są zawsze źli, że chcą zagrabić polskie ziemie i
majątki. Zdarzały się momenty przestoju, fragmenty o niczym, ale na szczęście
nie było ich tak dużo.
Komu
polecam „Prowincję pełną marzeń”? Dla sympatyków obyczajówek, z wątkiem romansowym,
codziennych perypetii bohaterki w średnim wieku, której los płata figle i
komplikuje życie. Nie wie czy postępuje dobrze, ale chce by jej marzenia się
spełniły. Może jakaś czytelniczka odnajdzie w Ludmile cząstkę siebie, kto wie? I
doda jej otuchy pozytywne zakończenie?
„I myślę sobie, że w zgiełku tego
świata można jednak znaleźć to, co najprostsze. Najlepsze. Co zdaje egzamin.”
OCENA:
4,6/ 6
Mam na liście do przeczytania całą serię "Prowincji", bo choć lubię kryminały i sensacje, to czasem muszę się przy obyczajówce wyciszyć.
OdpowiedzUsuńLubię czasem sięgnąć po takie lekkie publikacje z pozytywnym zakończeniem :)
OdpowiedzUsuńMnie jak każda część, i ten tom urzekł. Czekam z niecierpliwością na kolejny :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie Twoje recenzje mnie zachęciły do Prowincji, pewnie sięgnę za jakiś czas po kolejną część, oby mi się bardziej spodobały.
UsuńNie znam twórczości autorki, ale mam w planach to zmienić.
OdpowiedzUsuńja za to nie jestem zachęcona, ale za to okładka jest urocza;)
UsuńJa odłożyłam już sobie 4 pierwsze części tej serii do przeczytania. Fragmenty najnowszej części niedawno były czytane w radiu przez panią Marię Pakulnis.
OdpowiedzUsuńNie moje klimaty - obyczajówki i romanse mnie do siebie nie przyciągają. Zwłaszcza z dużą ilością opisów przyrody xd
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :)
Szkoda, że wcześniej nie wpadłam na ten cykl :) Chwilowo moje książkowe upodobania szaleją, także odlożę sobie tę obyczajówkę na później :)
OdpowiedzUsuńOd dawna mam oko na tę książkę, wydaje mi się, że najwyższy czas zabrać się za nią.
OdpowiedzUsuń