wtorek, 5 marca 2013

"Księżniczka Burundi"- Kjell Eriksson



Autor: Kjell Eriksson

Wydawnictwo:  AMBER
Rok: 2012
Stron: 368


„Uppsala, grudzień. Zima uderzyła w całą mocą. Berit Jonsson krąży niespokojnie po pokoju, wygląda przez okno, wypatrując męża w szybko zapadającym zmroku. Jest wieczór, John powinien już dawno być w domu...
Następnego ranka w śnieżnej zaspie zostaje znalezione ciało – zmasakrowane i okrutnie okaleczone. Policja rozpoznaje Johna Jonssona, znanego także jako Mały John. Dawniej niejednokrotnie miewał konflikty z prawem, potem jednak się zmienił – dzięki Berit: założył rodzinę, znalazł pracę, i z pasją oddawał się swojemu hobby: hodował tropikalne ryby akwariowe. Może i nie był aniołem, ale czym zasłużył sobie na tak straszliwą śmierć? Co ukrywał przed swoimi najbliższymi? I czy jego żona, syn i brat wiedzą coś, co może pomóc rozwiązać zagadkę? Jedno jest pewne: Johna zabił ktoś, kto nienawidził go z całego serca…
Policja angażuje się w śledztwo, ale wszystkie tropy zawodzą. Inspektor Haver zwraca się o pomoc do komisarz Ann Lindell. Ann niechętnie włącza się w śledztwo: jest na urlopie macierzyńskim, opiekuje się synkiem sama i właśnie zbliżają się święta... Sądzi jednak, że to prosta sprawa. Ale im bardziej się w nią zagłębia, tym więcej napotyka pytań. Nie tylko John miał swoje tajemnice, a zagadka brutalnego zabójstwa sięga w przeszłość - jego i jego rodziny…”


Przed przemyśleniami na temat samej książki tylko krótkie słowo na temat okładki:  prosta, a jednocześnie wyrazista.


Kryminał skandynawski z potencjałem, niestety ja osobiście poczułam się dosyć mocno zawiedziona  zakończeniem (przyszło mi luźne skojarzenie z Edypem i tragedią antyczną, tak tu bardzo nie pasujące) oraz rozwiązaniem zagadki. Uważam, że opis jest trochę mylący i zwodzi czytelnika. Miano „najlepszej powieści roku według Szwedzkiej Akademii Literatury Kryminalnej” jest niestety trochę na wyrost.

Akcja toczy się żwawo. Lekki, przystępny styl to niewątpliwe plusy.

Co do postaci: osobiście zaintrygowała mnie postać Vincenta i Lennarta. Vincent morderca z zaburzeniem osobowości, z poczuciem niższości mającym korzenie w dzieciństwie (relacje w szkole, z ojcem). Nie potrafi nawiązywać kontaktów z innymi osobami, w sytuacjach, które odczuwa jako zagrożenie atakuje. Tak naprawdę nie rozumie, że zrobił coś niewybaczalnego. Jego wprowadzenie do tej historii, niewątpliwie ją uatrakcyjnia. Natomiast Lennart to brat ofiary, kryminalista, który chce odnaleźć zabójcę brata, chce pomścić jego śmierć. Prowadzi takie mini-małe śledztwo, ma też zaskakującą konfrontację z żoną brata. Ciekawi też postać syna Johna, Justusa, który (w moim odczuciu) do połowy książki na marginesie, potem powiązanymi czynami daje o sobie znać w bardzo nietypowy sposób (rybki, ogień- kto przeczytał, domyśli się o co mi chodzi).

Jeśli chodzi o Johna, ofiarę brutalnego zabójstwa. Wielka szkoda, że te jego tajemnice, które wyszły na jaw, nie były… hm… inne? To przecież centralna „była” postać, a tak naprawdę jakaś mdła. Nic w jego historii mnie nie zaciekawiło, czy zaszokowało, tylko raczej rozczarowało.

Tak więc kryminał tylko oceniłabym jako dobry,  4,5/6
 

 

2 komentarze:

  1. Musiałabym się jeszcze zastanowić czy sięgnąć po tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lektura tej książki nie była czasem straconym, ale są lepsze kryminały (też skandynawskie)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...